Po trzech godzinach jazdy w Ella dojeżdżamy do Tissamaharama - bazy wypadowej do Parku Narodowego Yala. Tym razem mamy wesoły autobus, bo zabierają się z nami Sabine, Beata i Maciek. Na miejscu nasz Driver proponuje nam Pala Hotel - to pierwsza zaproponowana przez niego miejscówka, która nam w pełni odpowiada: kilka bungalowów z przepięknym ogrodem
i jak się wkrótce okazało żółwiami na trawniku.
Cycuś tropiciel natychmiast wypatrzył jednego i zaczął nim jeździć (ku uciesze obsługi) jak samochodem. Zabrałam żółwia, żeby się nie stresował. Jednak lepiej, żeby Cycuś jeździł samochodem, nie żółwiem :)
Wieczorem zapakowałem się do auta i poprosiłem naszego Drivera, żeby zawiózł mnie do monopolu ;) Kupiłem kilka Lionów oraz butelkę Araku - lokalnego destylatu ryżowego z dodatkiem melasy z trzciny cukrowej o mocy 33%. Wieczór spędziliśmy wesoło wraz naszymi towarzyszami podróży - dobry ten arak :)
Następnego dnia pobudka o 5. rano... o 5.30 w składzie TaTa, Starsza Siostra oraz Sabine, Beata i Maciek pakujemy się do zamówionego wcześniej Land Rovera. To dość wiekowy pick-up produkowany jeszcze przez firmę Rover, przed wyodrębnieniem się LR jako osobnej marki. Po światłach sądząc, to seria II produkowana jeszcze w latach '60 ubiegłego stulecia...Gdy wyraziłem naszemu Driverowi swoje obawy odnośnie wieku tego auta, ten odparł z wyraźnie wyczuwalnym szacunkiem dla marki - "Ale to Land Rover a nie Tata ani Mahindra" Uspokoił mnie ;)
Po dojechaniu do granic parku wreszcie wstało słońce.
Niestety dowiedzieliśmy się, że byliśmy zbyt późno, żeby zobaczyć lamparta. Na główną gwiazdę tego parku trzeba polować przed świtem, więc musielibyśmy wstać przynajmniej o 3. rano... Ale widzieliśmy inne dzikie zwierzęta. Bawoły:
słonice z młodymi
a ten ptak spokojnie przeszedł tuż przed naszym autem i zaczął szukać sobie śniadania dosłownie 2 metry od nas.
Na przydrożnym drzewie wylegiwał się waran
a 3 metry od drogi pasła się bawola krowa z cielaczkiem
na tamie przy sztucznym spiętrzeniu wody wygrzewały się krokodyle
Krajobrazy również były zachwycające
Zwierzęta są przyzwyczajone do warkotu silników bardzo wielu samochodów przywożących turystów na bezkrwawe polowanie. Tu kolejna słonica podążająca nieśpiesznie za swoim słoniątkiem i obrazowo pokazująca, że ma nas w ... ;)
Na zakończenie postój nad oceanem
Starsza siostra moczy nogi z nową ciocią Beatą
W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze pawia, który dumnie prezentował swój ogon,
dzika, żerującego przy drodze,
i rodzinę małp na drzewie
Cała wycieczka trwała 4,5h i uważamy ją za bardzo udaną, choć masakrycznie nas wytrzęsło na wertepach. Z tego powodu MaMa z Cycusiem zostali w hotelu, gdzie Cycuś bawił się żółwiami i był noszony na rękach.
Po powrocie Starsza Siostra dołączyła do zabaw Cycusia
a my musieliśmy się szybko pakować, bo doba hotelowa kończyła się o 11. i właściciel już pół godziny wcześniej upierdliwie pytał się, czy zdążymy. To jedyny minus tego hotelu, bo z porannego safari wraca się po 10. Pewnie gotów był nas obciążyć dodatkową kwotą, jeśli byśmy nie zdążyli.
Nasz wehikuł w całej okazałości
a tu wraz z Driverem
Wyruszamy na zachód...
1.03.2013 - Tissamaharama i Park Narodowy Yala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz