czwartek, 14 marca 2013

Pożegnanie z Mirissa


I w końcu nastał ten dzień, w którym postanowiliśmy ruszyć dalej. Nie było to łatwe, ponieważ rozważaliśmy nawet pozostanie tu do końca urlopu i wyruszenie w ostatnią noc prosto na lotnisko. Przyjechaliśmy 1. marca i mieliśmy zostać trzy noce a ostatecznie wyjeżdżamy 12. ;) 

Będziemy miło wspominać: 

zachmurzone zachody słońca (znak zbliżającej się pory deszczowej);




 spacery po "naszej" plaży;
zbieranie muszelek i fragmentów rafy koralowej;

spokojną, niemal odludną, sąsiednią plażę, 


na której odpoczywały małe, wąskokadłubowe, łodzie z bocznym pływakiem,


 dzięki którym MaMa i Starsza Siostra miały codziennie świeże owoce morza;


świetny hotel,



 w którym obsługa dbała, żeby nam kokosy na głowę nie spadły,

po trawnikach biegały wiewiórki, kraby pustelniki, jaszczurki (to chyba jakaś agama - fota z balkonu) a w pokoju za telewizorem mieszkał sobie mały gekon (Starsza Siostra go polubiła, bo zjadał nasze komary, a Lankijczycy twierdzą, ze gdzie jest gekon, tam nie ma węży ;)



rewelacyjny basen (z brodzikiem dla Cycusia),






gdzie Starsza Siostra uczyła się skakać na główkę;





I oczywiście naszą ulubioną lunchownie na plaży (Mirissa Eye)



 Uśmiech zadowolenia na twarzy Starszej Siostry - bezcenny :D

Wyruszamy do Unawatuna...

12.03.2013 - Mirissa 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz