piątek, 22 lutego 2013
3,2,1... Start!
Rozpoczęliśmy wakacje. A w zasadzie ruszyliśmy 20.02 przy pomocy Wuja Wieloryba na lotnisko. Na szczęście, bo pozbawił nas zimowej garderoby. Obawialiśmy się trochę tak długiej podróży a tu proszę, poszło prawie bezboleśnie. Dzieci cudne. Cycuś przespał i starty i lądowania, Starsza Siostra trochę miauczała, że ją uszy bolą. Niemniej jednak poszło sprawnie. Tylko na lotnisku w Doha nie dopatrzyliśmy się wózków dla dzieci. A miały być i miały nam bardzo ułatwić przesiadkę. Trudno. Daliśmy sobie świetnie radę. Chociaż gdyby były... :) Sam lot bardzo komfortowy. Bardzo lubimy Qatar Airways.
Na lotnisku w Colombo czekał na nas umówiony pan z tabliczka: "Mr Agnieszka Mr. Kxxxxska" Miło :P Dopiero w samochodzie okazało się, że pan nie jest naszym umówionym panem, ale panem na zastępstwo, managerem w jakimś wypasionym pięciogwiazdkowcu. Na szczęście tam nas nie zawiózł. Zawiózł nas natomiast tu http://angelinnlk.com/
Bardzo polecamy to miejsce. Bardzo przyjazny właściciel, przychodził wieczorami pogadać :) I jakie śniadanie nam przygotował na przyjazd, mniam! A właśnie, a propos śniadań. Dziś zamówiliśmy english breakfast w knajpce przy głównej drodze w Negombo... Ale może od początku. Pospaliśmy do 9. potem długo sie zbieraliśmy i na śniadanie wyszliśmy późno. Byliśmy głodni, ale długo szukaliśmy knajpy z porządnym śniadaniem, aż w końcu jest! Znaleźliśmy. W menu piękne zdjęcie talerza pełnego wypasionego english beakfast :) No dobra, tu zostajemy. Jeszcze kelnerka dopytuje, czy jajka smażone, czy sadzone... z jednej, czy z obu stron? ;) To pewnie nam tu dogodzą :) Czekamy... sok ananasowy świeżo wyciskany - pycha! Już nie możemy się doczekać... W końcu przynieśli i... konsternacja - są jaja, jest bekon. -A gdzie kiełbaski, a gdzie fasola? -Nie ma...
Lekcja na przyszłość: nawet gdy myślisz, że wiesz, czego oczekiwać, to zawsze dopytaj o detale.
Nasz 'prawie english beakfast' zrekompensował nam syn właściciela tego przybytku, nosząc na rękach Cycusia, więc mogliśmy spokojnie zjeść, to co nam zaserwowano ;)
Oprócz tego reszta dnia bez fajerwerków. Leniwie, na basenie w hotelu obok. Nasz guesthouse jest raczej lowcostowy i nie ma takich bajerów, ocean niespokojny i raczej niebezpieczny w tej okolicy (nikt się nie kąpał, jak okiem sięgnąć, mimo 30*C) a Starsza Siostra chciała do wody. Kosztowało nas to 500LKR/~4$ od dorosłego (dzieci za free) bez limitu czasowego a przynajmniej dzieci się wymoczyły.
Na dziś tyle, bo jutro ambitny plan porannej pobudki i wizyty na Fish Market :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz